Dym papierosowy i wanilia.
Po pięciu minutach byliśmy już pod moim domem. Zaparkowałam mój kochany wóz, wiem, że raczej faceci przywiązują się do swoich samochodów ale ja bardzo kocham Jackiego! Nie oceniajcie mnie, że nadaje imiona autom haha. Nie czekając na Justina ani chwilki wysiadła. Chłopak podszedł do mnie od tyłu i widziałam jak jedną ręką chciał jakby nieśmiałym gestem przyciągnąć mnie do siebie za mój bok, ale ja szybko wyminęłam ten gest i wybrnęłam do przodu. On nadal nie miał koszulki, boże przenajświętszy. Zauważyłam to dopiero kiedy na niego popatrzyłam zachęcająco otwierając drzwi żeby wszedł.
Weszliśmy do salonu i ściągnęłam buty i pognałam na górę. Słyszałam za sobą ciche ale ciężkie kroki, co oznaczało, że jeszcze przede mną nie uciekł. Nie dobrze.
-Justin idziesz?- powiedziałam będąc już w swoim pokoju, patrząc z góry na chłopaka który stał bezczynnie na środku schodów zadowolony z nie wiadomo czego. - Dali ci coś tam, że się tak szczerzysz?
- Ze względu na to, że prawie mnie zabili przypominam, że przez ciebie - położył wyraźny nacisk na 'przeze mnie' - Nie mówiłbym tego w ten sposób, ale nie, nie dali. Po prostu rozglądam się bo ładnie mieszkasz.
-Daruj sobie podlizywanki. - podlizywanki? Serio Jennifer? Wow, umiem kogoś do siebie zniechęcić moim wymyślonym dziwnym słownictwem- Och, zaraz przyjdę.
Poszłam z mojego pokoju w głąb korytarza do pokoju na jego końcu. Skręciłam i lekko przekręciłam klucz będący po wewnętrznej stronie i weszłam. Od samego progu uderzył mnie ten sam zapach co kiedyś. Dym papierosowy i wanilia, och jak ja kocham ten zapach. Mogłabym zaciągać się nim dniami i nocami, a tym bardziej od takiej osoby. Zapominając kompletnie po co tutaj przyszłam, przebiegłam palcami krótką ścieżkę przez zakurzoną ale nadal idealną, dębową szafkę stojącą zaraz pod plazmowym telewizorem wiszącym na ścianie. Nic się tutaj nie zmieniło, nawet ta mała kupka kurzu dalej zalegała w tym samym miejscu. Każda ramka ze zdjęciem na tej szafce miała swoją własną historię. To jak kilka lat temu zabrał mnie do wesołego miasteczka aż 400 kilometrów stąd tylko po to, żeby mnie choć raz uszczęśliwić na urodziny. To, jak była jego pierwsza impreza i stwierdził, że zrobi coś niesamowitego. W końcu mu to nie wyszło, bo w ciągu dziesięciu minut był pijany, a potem tego nie pamiętał i tak na prawdę to nigdy się nie dowiedziałam co to miało być, ale i tak było to słodkie. Pominęłam kilka ramek w towarzystwie mojej rodziny, i jego i moich przyjaciół, zdjęcia z osiemnastki i z tego jak pierwszy raz skakał na trampolinie. Komiczne. Na końcu dębowego przedmiotu leżało małe czerwone pudełeczko, zawsze zamknięte. Nigdy nie pozwolono mu wykonać swojego zadania życiowego, dlatego jest zamknięte, bo jemu nie udało się już tego zrobić. Podeszłam do pierwszej lepszej szafy, stos ubrań. Jak zawsze w idealnym, okropnym nieładzie i nie porządku, ale i tak wyglądało to tak męsko. Jak to zawsze mężczyźni. Przyłożyłam swój nos do jednej z jego rockowych koszulek. Nadal pachniały dymem papierosowym, wanilią i resztkami jego mocnych, męskich, kochanych perfum.
Dotykając materiału jednej z koszulek przypomniałam sobie po co tutaj przyszłam. Mój świat fantazji o nim się skończył, kiedy w tej sekundzie Justin wkroczył do pokoju.
-Co tak dłu.. - twarz mu zbledła kiedy skierował swój wzrok na moje oczy - Dlaczego płaczesz Jennifer? - powiedział, po czym zbliżył się na niebezpieczną odległość do mnie. Płaczę? Co?
Potarłam dłońmi swoje policzki. Rzeczywiście, były mokre. Nawet nie poczułam kiedy łzy zaczęły zaczęły mi wypływać z moich ciemnozielonych oczu.
-Nawet tego nie poczułam, to nic takiego.
-Nie udawaj takiej twardej Jen, proszę. Popatrz! Ja jestem chłopakiem i wcale się tak nie zachowuję, jestem chyba bardziej delikatny od ciebie a wcale mi to nie przeszkadza, nie musisz ciągle udawać zrozum.
-A ty zrozum, że jestem sobą! Nigdy nie udaje. - powiedział, po czym odwróciłam się tyłem, jeszcze raz przechadzając się po pokoju pełnym wspomnień. Usiadłam ostrożnie na łożku, jakby bojąc się, żeby kiedy jeszcze wróci wszystko było jak trzeba, bez żadnych śladów. Po czym przechyliłam swoje ciało do tyłu tym samym kładąc się na plecach na łóżku. Justin wolnym krokiem podszedł do mnie i tak samo delikatnie jak ja usiadł na łóżku i popatrzył swoim czekoladowym wzrokiem na mnie, pytając mnie.
-Ktoś tutaj mieszka?- w jego wzroku było widać wyraźne zaciekawienie.
-Nie, już nie.- powiedziałam, podnosząc się, żeby się nie rozkleić i szybko zasłoniłam swoją twarz włosami.- Już nie. - powtórzyłam powoli, czując coraz większą rozpacz w sercu.
-Rozumiem, nie chcesz rozmawiać. Może kiedyś mi powiesz.- w głębi zagotowało mi się ze szczęścia, że to powiedział bo nie wytryzmałabym opowiadając mu o tym, w ogóle nie jestem gotowa by komukolwiek o tym opowiadać, a co dopiero człowiekowi którego sama skazałam na śmierć.
Wzięłam czystą koszulkę z szafy obok łóżka i podałam Justinowi. Chłopak z początku zdziwiony ale później już powoli załapujący o co mi chodzi, pochwycił ją w dłonie. Następnie przepatrzyłam kilka kolejnych szafek znajdując, duże dresowe spodnie. Kiedyś uwielbiałam je po nim nosić. Podałam mu kolejną rzecz, a teraz przyjął ją już bez zastanowienia. Pokazałam prawą ręką grzecznie drzwi, w geście, żebyśmy już stąd wyszli. Justin nie pytając już o nic po prostu wyszedł a ja za nim. Zamknęłam drzwi, i przekręciłam lekko klucz w lewo. Przejechałam opuszkami palców po białym napisie na drzwiach ''Tom'' i puściłam klamkę oddalając się.
Weszliśmy do mojego pokoju, a ja od razu rzuciłam się tym razem w stronę moich rzeczy i wzięłam z szafki czystą piżamę kierując się do łazienki. Przed tym zdążyłam jeszcze powiedzieć do Justina tylko.
-Wiem, że jesteś gościem i powinnam pozwolić ci iść pierwszym pod prysznic, ale myślę, że jednak pozwolisz, że ja pójdę pierwsza? Muszę zmyć, z siebie cały ten dzień. - powiedziałam. Tak ja się martwię tym, że dzisiaj doznałam wielu wrażeń, a co dopiero ma powiedzieć chłopak którego prawie zabito?! Och, jestem bardzo samolubna, ale w sumie dobrze mi z tym.
-Nie ma sprawy. - powiedział obojętnie, ale chyba z tą samą myślą co ja.
Szybko umyłam swoje ciało pod prysznicem, następnie je otarłam miękkim ręcznikiem i założyłam swoją czarno-białą piżamę. Umyłam na szybkiego zęby i przepłukałam je wodą. Zadowolona wyszłam z łazienki, i pokierowałam Justina żeby sam zrobił co ja przed chwilą. Po kilkunastu minutach wyszedł z łazienki przebrany w ubrania które mu dałam i z mokrymi jeszcze włosami, lekko nimi potrząsając przez co kilka kropel spadło między innymi na moją twarz.
-Uważałbyś z tą swoją grzywą.- powiedziałam w żarcie. Chłopak lekko się zaśmiał i znów popatrzył na mnie po czym znów potrząsnął swoją grzywą. -Dobra, przestań już! - powiedziałam po czym sama się trochę zaśmiałam.
-Opowiesz mi w takim razie teraz wszystko dokładnie?
-Jesteś pewny, że chcesz tego słuchać?- powiedziałam z wyczuwalną na kilometr niechęcią w głosie.
Chłopak w odpowiedzi tylko pokiwał głowę, i ułożył się na moim łóżku gotowy do słuchania opowieści o jego ''byłej śmierci''.
-Pamiętasz sytuację niecałe dwa miesiące temu kiedy umawiałeś się jakimś cudem z Lily? -pokiwał lekko głową, niepewny tego co zaraz usłyszy.- Było z daleko widać, że jesteście daleko do tego, żeby do siebie pasować. Ty taki, pozornie słodki, nieśmiały..
-Pozornie? -powiedział poruszając brwiami.
-Cicho,albo nie skończę opowieści- zrezygnowany chłopak przytaknął wracając na swoje miejsce.- Więc byłeś inny, a ona chciała tylko dobrej zabawy i tego, żeby cię przelecieć, nie sądzisz? -zwróciłam się do niego.- W każdym razie, kiedy na tej imprezie gdzie byli wszyscy nasi znajomi z paczki, i ty jeden jako nieznany człowiek, chciała wykorzystać sytuacje i zabrać cię do niby fajnego miejsca z daleka od wszystkich. Tej nocy jak dobrze wiesz chciała się z tobą przespać, ale ty sięgając po rozum do głowy bardzo źle zrobiłeś odmawiając jej. Reszta w skrócie wyglądała tak, że Lily się ostro wkurzyła i zostawiła cię tam samego, po czym wystrzeliła na kolejny dzień z tekstem, że mam dwa miesiące na zabicie nie jakiego Justina Hutchersona. Dalej sytuacja się potoczyła tak, że pewna Jennifer Stone, postanowiła się zlitować nad Justinem ponieważ on jej nic takiego nie zrobił, i uratowała go z opresji jak pierwszą damę, ale on okazał się delikatnym chłopczykiem, nie sądzisz? -powiedziałam znów ozywając tego określenia, i patrząc na niego z uśmiechem na twarzy, jednak u niego nie było ani śladu uśmiechu.
-Tak naprawdę, nigdy nie miałem pojęcia w co się naprawdę wpakowałem związując się z Lily. Zawsze wydawała mi się pełna determinacji, chętna przygód, odważna. Totalne przeciwieństwo mnie! Nie zauważałem tego, do teraz. Możesz mi w końcu powiedzieć co jest z nią teraz?
-Sam sobie na to odpowiedziałeś w aucie, ale teraz nie wiem co z nią.
-Och- powiedział rozglądając się tym razem po moim pokoju.
-Nie ochaj, tylko kładź się spać. Chyba nie przeszkadza ci to, że będziemy spać w jednym łóżku? Bo z tego co wiem, będziesz trzymał rączki przy sobie, ale nie mam za bardzo ochoty na podłogę?
-Nie ma sprawy- powiedział cicho, a purpura oblała jego delikatnie już różowe policzki.
-Rano musimy wcześniej wstać, żeby moja mama nie miała fajnej niespodzianki dobijając się do drzwi, a w efekcie je wywarzając i widząc w moim łóżku, jakiegoś chłopaka a do tego boga seksu okej?
-Twierdzisz, że jestem bogiem seksu?- powiedział zdziwiony trochę moimi słowami, i podniósł się na łokciu leżąc już obok mnie na łóżku.
-Absolutnie nie, dobranoc Hutcherson.- prychnęłam gasząc lampkę leżącą na stoliku obok łóżka. Ułożyłam się do snu, a Justin przysunął swoją twarz do mojej i pocałował mnie w policzek, tak lekko ale czule, że prawie tego nie poczułam i szepnął:
-Dziękuję ci za wszystko, choć teoretycznie powinienem być kurewsko na ciebie zły Jennifer. - dalej słyszałam już tylko ciszę, i jego równomierne podnoszenie się klatki piersiowej kiedy oddychał.
Justin's POV*
-Jezus Maria!- dopadł mnie krzyk z dołu mieszkania Jennifer. Boże, jestem u Jennifer. A no tak, Lily, napakowani goście, i moja nie doszła śmierć. Justin skup się!
Poderwałem się z łożka szybko otwierając drzwi i wyleciałem z górnego piętra.
-Boże, pomocy! Justin! - zauważyłem na dole tylko migotające pomarańczowe odcienie, i wielkie kłąby dymu a między nimi Jennifer. Do moich nozdży doszedł zapach, jakby coś się przypalało. -Justin obudź się! Zaraz tutaj spłonę!
POV* (point of viev)- Dla tych którzy nie wiedzą, po czymś takim jest to pisane z perspektywy danego bohatera. Na nasz polski to na przykład byłoby 'oczami Justina' :)
____________________________________________________________
To tyle na dzisiaj! Przepraszam za półtorej godzinne opóźnienie, ale miałam mały problem z prądem, bo panowie zajmujący się tym postanowili zamiast wyłączyć prąd tak jak pisało od 8-15, to wyłączyli od 17-21.
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał i liczę na choć trochę komentarzy, a szczególnie od obserwujących i informowanych!
Jak myślicie kim jest Tom? Co się dzieje z Jennifer?
To wszystko już w kolejny poniedziałek! Żegnam się z wami, arivederci!♥
CHĘTNYCH DO INFORMOWANIA O ROZDZIAŁACH NA BIERZĄCO ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI INFORMOWANI!
!CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Hei. Masz świetne ff. Zapraszam na moje: http://dangerous-love-bieber-rose.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJEZU ŚWIETNY ! DZIS ZACZEŁAM CZYTAĆ, ALE JUŻ KOCHAM TO OPOWIADANIE ! naprawde uwielbiam czytać ff, a to jest bardzo w moim stylu ! mam nadzieje,że jak wiekszość nagle nie przestaniesz pisać albo nie usuniesz bloga :)
OdpowiedzUsuńO boze jakie emocje xd . super ff pisz dalej serio : D
OdpowiedzUsuńo ja <3 kocham to opowiadanie szybko dodawaj nastepny <3 możesz mnie informowac na tt ?
OdpowiedzUsuń@ewelina332
zapraszam do siebie zostaw po sobie jakis ślad <3
http://tough-love-jb.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńświetnie
OdpowiedzUsuńczekam na nexta
możesz mnie informować na tt @swetspeed
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCudownie piszesz.
Do następnego!
( tattooed-life.blogspot.com )