czwartek, 22 maja 2014

Rozdział Ósmy.

     
Nadzieja matką głupich.

Justin's POV

       Zastanawiacie się czasem dlaczego jeszcze macie nadzieję? Takie małe uczucie w waszym sercu, które zajmuje miejsce pustki. Daje nadzieję na lepsze jutro. Pomaga się pozbierać. Nadzieja matką głupich powiadają. Czasem się zastanawiam.. Po co jeszcze wierzę?
        Cisza, pustka. Nie tylko w sali, ale w moim umyśle. Ciągłe urywki z poprzedniego dnia. Czekałem. Krzyczałem. Ale to wszystko na nic. Przecież ta zwykła dziewczyna nic dla mnie nie znaczyła. Nie znałem jej.. Myślałem, że choć trochę bardziej ją poznałem, ale strasznie się pomyliłem. Jak mogłem ją znać? Nie wiedziałem w jak wielkim gównie jest, i do jak wielkiego sama mnie wpakowała. To nie podobne do mnie, używać takich słów. Nie jestem teraz sobą. Unikam połączeń od mojej mamy... Nigdy tego nie robiłem. Nie mam ochoty tłumaczyć się co robię. Pomimo, że to wszystko przez nią, czuję, że gdyby to było dla niej obojętne nie ratowałaby mnie. Zrobiłem to samo.. Poza tym.. Przecież wydawała się strasznie groźna.. Na pozór, taką miała pracę. Wtedy widziałem w niej zagubioną, przerażoną dziewczynę.. Nie wiem co czuła.. Wyniosłem ją jak najszybciej i zadzwoniłem po karetkę, policję, straż.. Wybrałem wszystkie, dosłownie numery alarmowe. Ręce mi się trzęsły. Panikowałem! Nie wiedziałem co robić! Nogi ciągle się pode mną uginają na wspomnienie tamtej nocy. Mam ochotę sam stanąć w tych wszystkich płomieniach, tylko po to, żeby ona nie musiała tego przeżywać. Pomimo, że tyle rzeczy przez nią właśnie w moim życiu się stało. Wcale nie dobrych... Pomimo także, że nic do niej nie czułem. Właśnie to sobie wmawiałem.
       Pusty korytarz, cichy szloch, przeobraża się w strasznie głośny, rozpaczliwy, przerażony. Donośny głos lekarza. Co mam zrobić? Jennifer Stone zmarła około 10 minut temu. Bębniło mi w głowie.
-Co ja teraz zrobię?- smutna twarz dorosłej kobiety odwróciła się w moją stronę. Zapłakane oczy, mokre policzki, śpiochy w oczach. Wory pod oczami, od nieprzespanych nocy. Może nawet tygodnia..
Straciłem całkowicie poczucie czasu. Nie byłem w ogóle głodny. Nerwy zżerały mnie od środka. Dlaczego?! Nie chcę kochać.. Chcę, ale nie ją. Zawsze myślałem, że zasługuję na kobietę, która  będzie tak dobra jak ja. Nie na imprezowiczkę, maczająca palce w brudnych sprawach..
-Nie wiem. -Przeczesałem wolno ręką włosy.-Bardzo pani współczuję, ale nie potrafię nic teraz powiedzieć. Ja.. - zasychało mi w gardle z każdym kolejnym słowem. Gula w moim gardle rosła i rosła. -Nie umiem, nie wiem.. Och.. -Podparłem ręką głowę, a ręce ułożyłem na kolanach.
-Co teraz będzie.. -Powiedziałam wybuchając głośniejszym szlochem.-Najpierw mąż, a potem córka? Co jest ze mną nie tak?! Chcę być tylko szczęśliwa! Kurwa szczęśliwa!-łkała najgłośniej jak potrafiła. Musiała wyrzucić te wszystkie emocje z siebie. Chyba nawet ją rozumiałem.
       W pewnym momencie po prostu podszedłem do niej i przytuliłem ją z całej mojej siły. Płakała w moje ramię, ale czułem, że jest jej lepiej. Ma w kimś oparcie.. Dałem jej trochę troski. Sam czułem sie lepiej, że w jakikolwiek sposób mogłem jej pomóc. Czułem, że dobrze, że tu jestem.
-Zapraszam państwa do sali. Ostatni raz można obejrzeć dziewczynę. -Zza ściany wyłonił się ten sam lekarz, który poinformował nas o tragedii. Mam ją teraz zobaczyć? Jej mama ma ją w takim stanie oglądać? TERAZ? Czy on jest dobrze myślącym facetem? Ale w sumie, to ostatnia szansa. Ona musiała z tego skorzystać.
-Da pani radę? -Spytałem krótko, patrząc na jej twarz.
-Nie wiem, chcę ją zobaczyć. -Powiedziała stanowczo, ale w jej głosie można było wyczuć strasznie dużo strachu. Weszliśmy do sali, a mama Jennifer po prostu wyrwała się z moich ramion i upadła na kolana przed łóżkiem dziewczyny.
-Boże! Moja córeczka!-Krzyczała, wyrywała mi się, gdy próbowałem ją podnieść, doprowadzić do pożądku. -Zostawcie mnie! Ona tu jest! Musi do mnie wrócić!-Objęła jej kruchą twarz, ucałowała czoło, i mocno się przytuliła.-Dlaczego Cię nie ma!? Co się stało?! Dlaczego teraz tu leżysz? Wiem do cholery, że żyjesz Jennifer! To tylko żart!
-Będzie potrzebny psycholog. -Szepnął do mnie lekarz, odciągając od ciała mamę Jen i uspakajając ją.

Kto się do cholery tak wydziera jakby go ze skóry obierali? Jezu, nic nie widzę. Straciłam wzrok? Ale mi zimno. Boże, coś mi się stało a ja tylko narzekam. Co to jest w ogóle jakiś żart? Co ja robię? Widzę ciemność. Co do jasnej kurwy? Staram się poruszyć, ale jakby żaden mój nerw nie działa. Słyszę tylko krzyki, szepty, najmniejszy szelest. Czuję silny zapach, mocnych kobiecych perfum i szpitala. Taki typowy, rozpoznawalny, szpitalny zapach. Chcę się poruszyć, ale nie mogę. Słyszę, czuję zapachy ale nie widzę.. Nie czuję niczyjego dotyku. Chcę się wreszcie obudzić z tego gówna! Co to jest? Znów przedawkowałam? Nie możliwe. Pomocy!

       Mamę Jennifer wyprowadzili do innej sali. Prawdopodobniej poszli i umówili ją od razu na rozmowę z psychologiem ze szpitala. Chciałbym jej pomóc, ale i sam móc się pożegnać z Jennifer.
       Usiadłem na przeciwko jej łóżka szpitalnego. Pojedyncza łza znów pozwoliła mi się wyrwać z oka. Jakoś specjalnie mocno jej nie trzymałem... Patrzyłem na jej kruche ciałko. Włosy poplątane, rozprzestrzenione po całej jej twarzy, zawijające, plączące się kosmyki ułożone na ramionach. Pełne usta, czerwone.. śliczne.. Niegdyś różowe policzki, teraz blado szare. Ciało przykryte szpitalnym prześcieradłem. I najważniejszy punkt. Oczy. Zamknięte już na zawsze. Kolejna łza znalazła drogę z mojego oka na wolność. I kolejna, i jeszcze jedna.
       Wstałem i podszedłem bliżej. Położyłem dłoń na jej twarzy i odgarnąłem niesforne kosmyki z jej delikatnej twarzyczki. Pozwoliłem już swobodnie spływać po mojej twarzy łzom. Nie miałem nic przeciwko pokazywaniu uczuć. To nie ukazywanie słabości, tylko tego jak długo silny byłeś.
Ucałowałem jej czoło, ostatni, pierdolony ostatni raz! I kurwa przepraszam za te jebane słowa! Kurwa! Nie wiem co powiedzieć! Chcę ją! Związałem się z nią psychicznie i ona ma tu kurwa do jebanej cholery, i jasnej kurwy być! Przepraszam. Musnąłem ustami jeszcze raz jej skórę, tym razem na policzku. Podniosłem głowę z nad jej, nie przytomnego ciała i przypatrzyłem się jej zamkniętym powiekom, które w tym momencie drgnęły. DRGNĘŁY!

No, kurwa już! Rusz się, ty gruba dupo! Mówię, oczywiście o sobie. Jakby moje ciało, było takie debilne, że aż mu się odechciało ruszać. Dawać raz, dwa, trzy! Nic, super! Ugh, sarkazm. Kocham to. To jeszcze raz. Noga? Nie. Ręka? Nie. A kurde może chociaż powieka? Tak! Nareszcie! O, nie co się stało? Słyszę same krzyki, moje ciało nadal nie chce drgnąć. Wyrywa mi wnętrzności od środka, ale nikt tego nie widzi. Ja to czuję, nie mogę się ruszyć! Co jest grane? Słyszę coraz więcej krzyków, a po chwili ktoś wstrząsa moim ciałem.. jakby prądem. Upadam na łóżko, i już nic nie czuję w tym stanie.

       Jak to możliwe? Co powinienem zrobić? Boże, boże. Naprawdę widziałem jak jej oczy drgnęły.. Jej piękne, śliczne oczka. Justin!
-Lekarza! Lekarza!- wybiegłem na korytarz, i wołałem z całych sił. Jeśli się okaże, Jennifer kurwa, żyje to poucinam im wszystkim głowy, za to jaki strach napędzili mamie Jennifer.. i mi.
       Obok mnie zaraz pojawił się lekarz ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy. Oczy miał szeroko otwarte, a jego klatka szybko unosiła się w górę i w dół od biegu. No bo kto woła lekarza do nie żyjącej pacjentki? Justin Hutcherson.
-Co się dzieje? -Spytał w końcu lekarz.
-Ona, ona... -Słowa ugrzęzły mi w gardle. Co mam mu powiedzieć? Że, nie żywa dziewczyna się rusza? What the Fuck? -Jej powieka drgnęła do cholery!- wyrzuciłem z siebie.
-Haha, chłopcze nie bądź zabawny!- chwycił mnie ramieniem, objął lekko i poprowadził w stronę korytarza. Zdezorientowany popatrzyłem na niego z pod byka. - Wiem, że jest ci strasznie trudno - O cho! Zaczęło się. - Sam nie wiem, co zrobił bym, będąc na twoim miejscu. Załamałbym się, zabił nie wiem co bym..
- Nie pomaga pan. - Przerwałem, trzymając łzy w oczach.
- Przepraszam. Chodziło mi o to, że jako ludzie, odczuwamy tęsknotę... To samo jest na pogrzebach, wydaje się jakby nieruchoma osoba oddychała, to tylko złudzenia ale.. - Tym razem sam przerwał i wpatrywał się z przerażeniem w oczach w stronę Jennifer. Piiiik, Piiiik, Piiiik.- Nie możliwe - Powiedział podchodząc do maszyn podłączonych do dziewczyny. - Jej praca serca się wznowiła.
       Wszystkie sprzęty pikały, nie tak długo, kiedy oznacza to śmierć.. Króciutko, i co chwilę. Moje serce rozpierała nadzieja. Nadzieja na to, że ona żyję.
       Po chwili w sali pojawiło się kilka pielęgniarek i jeszcze jeden lekarz, aby ocenić stan dziewczyny. Kiedy wyszli, a sprzęty nie przestawały pikać, podszedłem do niej. Znów taka nie winna, a zarazem intrygująca. Nie przewidziało mi się! Naprawdę to nie były głupie zwidy, o których gadał ten pacan lekarz. Naprawdę, jest szansa, że żyje! Za moimi plecami znów ukazał się lekarz, odwróciłem się by go zobaczyć a on pokazał gestem ręki, żebym za nim szedł.
- Jako, że mamy Jennifer tutaj nie ma, a jesteś dla niej bliski tobie przekaże ważne informacje. Mam nadzieje, że dzięki tobie dotrą także do jej matki. - Mówił, kiedy znaleźliśmy się już na korytarzu. Kiwnąłem twierdząco głową. - Jennifer przeżyła tak zwaną śmierć kliniczną.

~*~
Niech Bóg mnie trzyma w opiece dalej, to będę pisać rozdziały. 
Powiem, że nie rozczarowałam się. 
Wystawiłam was na próbę. Jestem kurewsko zadowolona z tamtych 12 komentarzy. (nie obrażę się za kolejne 12, lub więcej). Powiem tyle, ostatni komentarz mnie rozczarował. Treść skupiała się na tym, że zamiast wymagać komentarzy powinnam się cieszyć z tego co mam i pisać dalej. Powiem tyle, co ty nie powiesz!? Ileż razy mam tłumaczyć, że chciałabym poznać waszą opinię? To od was zależy czy piszę, bo muszę wiedzieć czy mam dla kogo pisać. Amen. 
Komentarzyki proszę :)
Czytasz=Komentujesz.
Kolejny rozdział zależy od was, skarby.




niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział Siódmy.

BARDZO ŁADNIE PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTKI POD ROZDZIAŁEM, ŁADNIE PROSZĘ.

Moja córeczka..


       Słyszałam tylko krzyki, strasznie dużo krzyków. W tle dość znany mi szloch, a skóra piekła mnie niemiłosiernie. Po chwili pikanie jakiejś maszyny chciało mi chyba rozsadzić głowę a i tak nie czułam się za dobre. Nagle ktoś krzyknął:
-Szybko! Tracimy ją!

Justin's POV.

Nie jestem zbyt dobry w nie okazywaniu emocji, nie ukrywam, że tym razem też mi się to nie udało.
       Leżała taka bezbronna. Chciałem ją przytulić. Obróciłem głowę o 180 stopni w prawo a przed moimi oczami mignęła postać Lily i jakiegoś faceta. Co? Lily? Zerwałem się na równe nogi i pognałem przed siebie szpitalnym korytarzem, ale nigdzie ich nie było. Przecież to jest jasne.. Jennifer podobno ją zabiła.. Nie się ale..
       W tym momencie usłyszałem głośne pikanie z pokoju 114 w którym leżała Jennifer.
-Szybko! Tracimy ją!- krzyknął któryś z lekarzy. Zacząłem się przepychać żeby tam wejść ale powstrzymała mnie pielęgniarka mówiąc, że teraz oni muszą się nią zająć i jakieś inne pierdoły, których o dziwo nie słuchałem.
       Znalazłem się z powrotem na środku korytarza. Usłyszałem szloch jakiejś kobiety, która siedziała na krześle niedaleko sali nr 114. To pewnie mama Jennifer. Podszedłem do niej powoli a ona uniosła głowę znad kolan.
-Tak?-spytała łamiącym się głosem, patrząc na mnie czerwonymi od płaczu oczami.
-Ja, ja..- jąkałem się.-Pani córka leży na sali?-kiwnęła głową, jakby nie mogła wydusić żadnego słowa a łzy zaczęły spływać po jej policzkach obijając się o jej kolana.-Jestem kolegą Jennifer. Bardzo pani współczuję.
-To ty zadzwoniłeś po straż pożarną i pogotowie, prawda?-skinąłem głową- Nawet nie wiem jak mam ci dziękować, nie wiem co mogłoby z nią teraz się dziać.- wstała po czym lekko mnie przytuliła. -Przepraszam. Tak bardzo się o nią boję. Byłeś tego wszystkiego świadkiem? Dlaczego ktoś to zrobił? -usiadła z powrotem i złapała się za głowę. Po prostu panikowała.- Moja córeczka...
-Proszę się nie martwić, z nią na pewno będzie dobrze. Rozmawiałem z lekarzami zanim tutaj dojechaliśmy. Mówili, że oparzenia są poważne ale wyjdzie z tego. Na pewno. -starałem się ją jakoś pocieszyć.

       Po piętnastu minutach siedzenia w ciszy z pokoju 114 wyłonił się lekarz, który panował nad całą tą sprawą z Jennifer. Uśmiechnął się pocieszająco do pani Stone, i zwrócił się już z poważnym wyrazem twarzy do mnie.
-Powiedz mi jak to się stało? -Nie wiedziałem co powiedzieć.. mam powiedzieć, że Jen przenocowała mnie po tym jak uratowała mnie od śmierci? Co na to jej mama? Jejku..
-Więc to było tak, że.. umm..- Nie umiem kłamać.- Umówiliśmy się z Jennifer rano, żeby iść na spacer. Przyszedłem o wyznaczonej godzinie, a jej cały dom stał w płomieniach. Wszedłem tam i szybko ją wyciągnąłem, następnie zadzwoniłem po was.
-Bardzo, bardzo dziwna sytuacja ponieważ Jennifer ma kilka ran w okolicach brzucha, które świadczą o tym, że ktoś ją zaatakował. Najprawdopodobniej jakimś nożem.. ale raczej nie dużym. Myślę, że mógł być to nawet najzwyklejszy nóż kuchenny. Natomiast wiadomo, że ktoś chciał krzywdy dla tej dziewczyny. Wiadomo może kto to mógł być? Miała jakieś zazdrosne koleżanki? Wrogów? - to ostatnie wypowiedział trochę ciszej. Wrogów? Nie wiem, mogła ich mieć pełno. A może żadnych. Nie znam jej prawie w ogóle. A co jeśli Lily.. Nie! Ona nie żyję, nie żyje, nie żyje. Tak. - W każdym razie przejdę do rzeczy. Rozumiem, że to wszystko musi być dla państwa trudne - zwrócił się także do mamy Jennifer. - Ale dziewczyna miała zbyt mało szans na to, żeby uniknąć najgorszych konsekwencji. 
-Co chce pan przez to powiedzieć? - powiedziała zniecierpliwiona pani Stone.
-Jennifer Stone zmarła około 10 minut temu, zanotowaliśmy już datę i godzinę zgonu..

Echem odbijały się słowa w mojej głowie. Jennifer Stone zmarła około 10 minut temu. Jennifer Stone zmarła około 10 minut temu. Jennifer Stone zmarła około 10 minut temu. Jennifer Stone zmarła około 10 minut temu. Jennifer Stone zmarła około 10 minut temu. Jennifer Stone zmarła około 10 minut temu. Jennifer Stone zmarła około 10 minut temu.. 

NIE PRAWDA!
Na pewno nie.. prawda?


_______________________________________________

Witam was dzisiaj z nowym rozdziałem.♥ 

Wiem, bardzo krótki i zdaję sobie z tego sprawę ale przynajmniej dodaję na czas. Musicie zrozumieć, że nie jestem robotem, choć bardzo chciałabym być i dodawać dla was milion rozdziałów dziennie, ale nie mogę. Kolejny rozdział jak zawsze w poniedziałek.


Teraz bardzo ważna sprawa. Informuję około 15/20 osób, obserwują mojego bloga 12 osób.. a ja widzę pod rozdziałem 7 komentarzy? Albo się też weźmiecie za siebie, albo nie będziemy się tak bawić... Przykro mi, ja też chciałabym żebyście doceniali moją pracę, a nie wchodzili i wychodzili. 
Dlatego, jeśli pod tym rozdziałem nie będzie 20 komentarzy [każdy od innej osoby] kończę działalność z tym blogiem. Adios.


CZYTASZ=KOMENTUJESZ.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział Szósty.


Dym papierosowy i wanilia.

Przez chwilę patrzyłam na niego jakby był kosmitą ale zrozumiałam, że muszę mu to i tak w końcu powiedzieć. Na szczęście moja mama nie lubi za bardzo przebywać w domu.
       Po pięciu minutach byliśmy już pod moim domem. Zaparkowałam mój kochany wóz, wiem, że raczej faceci przywiązują się do swoich samochodów ale ja bardzo kocham Jackiego! Nie oceniajcie mnie, że nadaje imiona autom haha. Nie czekając na Justina ani chwilki wysiadła. Chłopak podszedł do mnie od tyłu i widziałam jak jedną ręką chciał jakby nieśmiałym gestem przyciągnąć mnie do siebie za mój bok, ale ja szybko wyminęłam ten gest i wybrnęłam do przodu. On nadal nie miał koszulki, boże przenajświętszy. Zauważyłam to dopiero kiedy na niego popatrzyłam zachęcająco otwierając drzwi żeby wszedł.
       Weszliśmy do salonu i ściągnęłam buty i pognałam na górę. Słyszałam za sobą ciche ale ciężkie kroki, co oznaczało, że jeszcze przede mną nie uciekł. Nie dobrze.
-Justin idziesz?- powiedziałam będąc już w swoim pokoju, patrząc z góry na chłopaka który stał bezczynnie na środku schodów zadowolony z nie wiadomo czego. - Dali ci coś tam, że się tak szczerzysz?
- Ze względu na to, że prawie mnie zabili przypominam, że przez ciebie - położył wyraźny nacisk na 'przeze mnie' - Nie mówiłbym tego w ten sposób, ale nie, nie dali. Po prostu rozglądam się bo ładnie mieszkasz.
-Daruj sobie podlizywanki. - podlizywanki? Serio Jennifer? Wow, umiem kogoś do siebie zniechęcić moim wymyślonym dziwnym słownictwem- Och, zaraz przyjdę.
       Poszłam z mojego pokoju w głąb korytarza do pokoju na jego końcu. Skręciłam i lekko przekręciłam klucz będący po wewnętrznej stronie i weszłam. Od samego progu uderzył mnie ten sam zapach co kiedyś. Dym papierosowy i wanilia, och jak ja kocham ten zapach. Mogłabym zaciągać się nim dniami i nocami, a tym bardziej od takiej osoby. Zapominając kompletnie po co tutaj przyszłam, przebiegłam palcami krótką ścieżkę przez zakurzoną ale nadal idealną, dębową szafkę stojącą zaraz pod plazmowym telewizorem wiszącym na ścianie. Nic się tutaj nie zmieniło, nawet ta mała kupka kurzu dalej zalegała w tym samym miejscu. Każda ramka ze zdjęciem na tej szafce miała swoją własną historię. To jak kilka lat temu zabrał mnie do wesołego miasteczka aż 400 kilometrów stąd tylko po to, żeby mnie choć raz uszczęśliwić na urodziny. To, jak była jego pierwsza impreza i stwierdził, że zrobi coś niesamowitego. W końcu mu to nie wyszło, bo w ciągu dziesięciu minut był pijany, a potem tego nie pamiętał i tak na prawdę to nigdy się nie dowiedziałam co to miało być, ale i tak było to słodkie. Pominęłam kilka ramek w towarzystwie mojej rodziny, i jego i moich przyjaciół, zdjęcia z osiemnastki i z tego jak pierwszy raz skakał na trampolinie. Komiczne. Na końcu dębowego przedmiotu leżało małe czerwone pudełeczko, zawsze zamknięte. Nigdy nie pozwolono mu wykonać swojego zadania życiowego, dlatego jest zamknięte, bo jemu nie udało się już tego zrobić. Podeszłam do pierwszej lepszej szafy, stos ubrań. Jak zawsze w idealnym, okropnym nieładzie i nie porządku, ale i tak wyglądało to tak męsko. Jak to zawsze mężczyźni. Przyłożyłam swój nos do jednej z jego rockowych koszulek. Nadal pachniały dymem papierosowym, wanilią i resztkami jego mocnych, męskich, kochanych perfum.
        Dotykając materiału jednej z koszulek przypomniałam sobie po co tutaj przyszłam. Mój świat fantazji o nim się skończył, kiedy w tej sekundzie Justin wkroczył do pokoju.
-Co tak dłu.. - twarz mu zbledła kiedy skierował swój wzrok na moje oczy - Dlaczego płaczesz Jennifer? - powiedział, po czym zbliżył się na niebezpieczną odległość do mnie. Płaczę? Co?
      Potarłam dłońmi swoje policzki. Rzeczywiście, były mokre. Nawet nie poczułam kiedy łzy zaczęły zaczęły mi wypływać z moich ciemnozielonych oczu.
-Nawet tego nie poczułam, to nic takiego.
-Nie udawaj takiej twardej Jen, proszę. Popatrz! Ja jestem chłopakiem i wcale się tak nie zachowuję, jestem chyba bardziej delikatny od ciebie a wcale mi to nie przeszkadza, nie musisz ciągle udawać zrozum.
-A ty zrozum, że jestem sobą! Nigdy nie udaje. - powiedział, po czym odwróciłam się tyłem, jeszcze raz przechadzając się po pokoju pełnym wspomnień. Usiadłam ostrożnie na łożku, jakby bojąc się, żeby kiedy jeszcze wróci wszystko było jak trzeba, bez żadnych śladów. Po czym przechyliłam swoje ciało do tyłu tym samym kładąc się na plecach na łóżku. Justin wolnym krokiem podszedł do mnie i tak samo delikatnie jak ja usiadł na łóżku i popatrzył swoim czekoladowym wzrokiem na mnie, pytając mnie.
-Ktoś tutaj mieszka?- w jego wzroku było widać wyraźne zaciekawienie.
-Nie, już nie.- powiedziałam, podnosząc się, żeby się nie rozkleić i szybko zasłoniłam swoją twarz włosami.- Już nie. - powtórzyłam powoli, czując coraz większą rozpacz w sercu.
-Rozumiem, nie chcesz rozmawiać. Może kiedyś mi powiesz.- w głębi zagotowało mi się ze szczęścia, że to powiedział bo nie wytryzmałabym opowiadając mu o tym, w ogóle nie jestem gotowa by komukolwiek o tym opowiadać, a co dopiero człowiekowi którego sama skazałam na śmierć.
       Wzięłam czystą koszulkę z szafy obok łóżka i podałam Justinowi. Chłopak z początku zdziwiony ale później już powoli załapujący o co mi chodzi, pochwycił ją w dłonie. Następnie przepatrzyłam kilka kolejnych szafek znajdując, duże dresowe spodnie. Kiedyś uwielbiałam je po nim nosić. Podałam mu kolejną rzecz, a teraz przyjął ją już bez zastanowienia. Pokazałam prawą ręką grzecznie drzwi, w geście, żebyśmy już stąd wyszli. Justin nie pytając już o nic po prostu wyszedł a ja za nim. Zamknęłam drzwi, i przekręciłam lekko klucz w lewo. Przejechałam opuszkami palców po białym napisie na drzwiach ''Tom'' i puściłam klamkę oddalając się.
       Weszliśmy do mojego pokoju, a ja od razu rzuciłam się tym razem w stronę moich rzeczy i wzięłam z szafki czystą piżamę kierując się do łazienki. Przed tym zdążyłam jeszcze powiedzieć do Justina tylko.
-Wiem, że jesteś gościem i powinnam pozwolić ci iść pierwszym pod prysznic, ale myślę, że jednak pozwolisz, że ja pójdę pierwsza? Muszę zmyć, z siebie cały ten dzień. - powiedziałam. Tak ja się martwię tym, że dzisiaj doznałam wielu wrażeń, a co dopiero ma powiedzieć chłopak którego prawie zabito?! Och, jestem bardzo samolubna, ale w sumie dobrze mi z tym.
-Nie ma sprawy. - powiedział obojętnie, ale chyba z tą samą myślą co ja.
     
       Szybko umyłam swoje ciało pod prysznicem, następnie je otarłam miękkim ręcznikiem i założyłam swoją czarno-białą piżamę. Umyłam na szybkiego zęby i przepłukałam je wodą. Zadowolona wyszłam z łazienki, i pokierowałam Justina żeby sam zrobił co ja przed chwilą. Po kilkunastu minutach wyszedł z łazienki przebrany w ubrania które mu dałam i z mokrymi jeszcze włosami, lekko nimi potrząsając przez co kilka kropel spadło między innymi na moją twarz.
-Uważałbyś z tą swoją grzywą.- powiedziałam w żarcie. Chłopak lekko się zaśmiał i znów popatrzył na mnie po czym znów potrząsnął swoją grzywą. -Dobra, przestań już! - powiedziałam po czym sama się trochę zaśmiałam.
-Opowiesz mi w takim razie teraz wszystko dokładnie?
-Jesteś pewny, że chcesz tego słuchać?- powiedziałam z wyczuwalną na kilometr niechęcią w głosie.
Chłopak w odpowiedzi tylko pokiwał głowę, i ułożył się na moim łóżku gotowy do słuchania opowieści o jego ''byłej śmierci''.
-Pamiętasz sytuację niecałe dwa miesiące temu kiedy umawiałeś się jakimś cudem z Lily? -pokiwał lekko głową, niepewny tego co zaraz usłyszy.- Było z daleko widać, że jesteście daleko do tego, żeby do siebie pasować. Ty taki, pozornie słodki, nieśmiały..
-Pozornie? -powiedział poruszając brwiami.
-Cicho,albo nie skończę opowieści- zrezygnowany chłopak przytaknął wracając na swoje miejsce.- Więc byłeś inny, a ona chciała tylko dobrej zabawy i tego, żeby cię przelecieć, nie sądzisz? -zwróciłam się do niego.- W każdym razie, kiedy na tej imprezie gdzie byli wszyscy nasi znajomi z paczki, i ty jeden jako nieznany człowiek, chciała wykorzystać sytuacje i zabrać cię do niby fajnego miejsca z daleka od wszystkich. Tej nocy jak dobrze wiesz chciała się z tobą przespać, ale ty sięgając po rozum do głowy bardzo źle zrobiłeś odmawiając jej. Reszta w skrócie wyglądała tak, że Lily się ostro wkurzyła i zostawiła cię tam samego, po czym wystrzeliła na kolejny dzień z tekstem, że mam dwa miesiące na zabicie nie jakiego Justina Hutchersona. Dalej sytuacja się potoczyła tak, że pewna Jennifer Stone, postanowiła się zlitować nad Justinem ponieważ on jej nic takiego nie zrobił, i uratowała go z opresji jak pierwszą damę, ale on okazał się delikatnym chłopczykiem, nie sądzisz? -powiedziałam znów ozywając tego określenia, i patrząc na niego z uśmiechem na twarzy, jednak u niego nie było ani śladu uśmiechu.
-Tak naprawdę, nigdy nie miałem pojęcia w co się naprawdę wpakowałem związując się z Lily. Zawsze wydawała mi się pełna determinacji, chętna przygód, odważna. Totalne przeciwieństwo mnie! Nie zauważałem tego, do teraz. Możesz mi w końcu powiedzieć co jest z nią teraz?
-Sam sobie na to odpowiedziałeś w aucie, ale teraz nie wiem co z nią.
-Och- powiedział rozglądając się tym razem po moim pokoju.
-Nie ochaj, tylko kładź się spać. Chyba nie przeszkadza ci to, że będziemy spać w jednym łóżku? Bo z tego co wiem, będziesz trzymał rączki przy sobie, ale nie mam za bardzo ochoty na podłogę?
-Nie ma sprawy- powiedział cicho, a purpura oblała jego delikatnie już różowe policzki.
-Rano musimy wcześniej wstać, żeby moja mama nie miała fajnej niespodzianki dobijając się do drzwi, a w efekcie je wywarzając i widząc w moim łóżku, jakiegoś chłopaka a do tego boga seksu okej?
-Twierdzisz, że jestem bogiem seksu?- powiedział zdziwiony trochę moimi słowami, i podniósł się na łokciu leżąc już obok mnie na łóżku.
-Absolutnie nie, dobranoc Hutcherson.- prychnęłam gasząc lampkę leżącą na stoliku obok łóżka. Ułożyłam się do snu, a Justin przysunął swoją twarz do mojej i pocałował mnie w policzek, tak lekko ale czule, że prawie tego nie poczułam i szepnął:
-Dziękuję ci za wszystko, choć teoretycznie powinienem być kurewsko na ciebie zły Jennifer. - dalej słyszałam już tylko ciszę, i jego równomierne podnoszenie się klatki piersiowej kiedy oddychał.

Justin's POV*

-Jezus Maria!- dopadł mnie krzyk z dołu mieszkania Jennifer. Boże, jestem u Jennifer. A no tak, Lily, napakowani goście, i moja nie doszła śmierć. Justin skup się!
Poderwałem się z łożka szybko otwierając drzwi i wyleciałem z górnego piętra.
-Boże, pomocy! Justin! - zauważyłem na dole tylko migotające pomarańczowe odcienie, i wielkie kłąby dymu a między nimi Jennifer. Do moich nozdży doszedł zapach, jakby coś się przypalało. -Justin obudź się! Zaraz tutaj spłonę!


POV* (point of viev)-  Dla tych którzy nie wiedzą, po czymś takim jest to pisane z perspektywy danego bohatera. Na nasz polski to na przykład byłoby 'oczami Justina' :)
____________________________________________________________
To tyle na dzisiaj! Przepraszam za półtorej godzinne opóźnienie, ale miałam mały problem z prądem, bo panowie zajmujący się tym postanowili zamiast wyłączyć prąd tak jak pisało od 8-15, to wyłączyli od 17-21. 
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał i liczę na choć trochę komentarzy, a szczególnie od obserwujących i informowanych!
Jak myślicie kim jest Tom? Co się dzieje z Jennifer?
To wszystko już w kolejny poniedziałek! Żegnam się z wami, arivederci!♥ 

CHĘTNYCH DO INFORMOWANIA O ROZDZIAŁACH NA BIERZĄCO ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI INFORMOWANI!

!CZYTASZ=KOMENTUJESZ!


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział Piąty.


Zabiłaś ją, prawda?

Właśnie dotarło do mnie co tak naprawdę zrobiłam. Zaczęłam się trząść a ciarki przeszły po moim ciele. Dziewczyny nadal stały bezczynnie obserwując całą sytuację. Lily obeszła mnie dookoła i wypaliła najszczerszą prawdę.

- Poczucie winy Cię zżera Stone - zadrżałam pod jej głosem. - Nie kochasz go? Nie uratujesz? Nie pobiegniesz za nim i go nie ocalisz? A no tak jesteś zbyt wielką cwaniarą by okazać nam swoją słabość. Duma nie pozwala Ci przyznać, że skazałaś go na pewną śmierć. Biznes ważniejszy od miłości. Jak bardzo to ckliwe, świetnie Jennuś. - powiedziała obślizgłym głosem śmiejąc się do tego.

W tym momencie moje słabe nerwy wzięły nade mną górę. Odepchnęłam ją od siebie i kopnęłam na ścianę. Podbiegłam do niej i uderzyłam ją z pięści w tył głowy. Od razu rzuciły się na mnie Clarie i ta druga współpracowniczka której imienia nie pamiętam. Miejmy nadzieję, że Lily umarła. Podbiegły do mnie te dwie larwy i przekręciłam im trochę karki tak, że straciły tylko przytomność. W końcu nic mi nie zawiniły.

Wybiegłam jak poparzona na górę, obracając się co chwilę by sprawdzić czy nikt mnie nie goni. Droga była wolna. Zatrzymałam się na drugim piętrze rozglądając za tym konkretnym pokojem. Biegłam w głąb korytarza aż znalazłam drzwi nr. 39. Przełknęłam głośno ślinę modląc się by tych goryli tu nie było.

Nacisnęłam na klamkę powoli otwierając drzwi. Przestraszone ciało chłopaka zwiło się w kącie. Głuptas chyba myślał, że to Ci faceci albo nieżyjąca Lily. No ale co tu się dziwić. To wszystko moja wina. Weszłam i zamknęłam cicho drzwi za sobą. Podeszłam do Justina, przyglądając się mu. Miał związane ręce i usta zaklejone taśmą, przywiązany był do rury. Pełno ran można było dostrzec na jego ciele bo był bez koszulki. Uklękłam obok niego głaszczą go po twarzy.Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku i odsunął swoją głowę. Chwyciłam lekko za taśmę i pociągnęłam. Chłopak zasyczał z bólu.

-Nie chciałam Cię skrzywdzić - powiedziałam zdejmując resztę taśmy. Chłopak przetarł ręką usta po czym popatrzył na mnie z wzrokiem pełnym żalu.

-Co ja Ci zrobiłem?! Dlaczego mi to zrobiłaś?! - powiedział po czym wyczerpany opadł w moje ramiona. Przytuliłam jego pokrzywdzone nagie ciało i łza spłynęła także z mojego oka. Zaciskałam zęby ale moje uczucia muszą w końcu wyjść na jaw.

-Wiesz, że powinienem być na ciebie kurewsko zły? - powiedział odchylając głowę żeby spojrzeć w moje oczy po czym znów zatopił się w moich ramionach.

-A nie jesteś? - spytałam zdziwiona. Kto przecież nie byłby zły?

-Szczerze to bym nie umiał ale..- jego śliczny głos przerwało walenie do drzwi. Uh, małpy, goryle czy jak wam tam, odwalcie się!

-Nie ma czasu, jeśli chcesz żyć chodź ze mną.

-Przecież skazałaś mnie na śmierć.

-A przed chwilą Cię uratowałam i teraz też to robię - mówiłam odwiązując sznur i rozwiązując szybko ręce.
Podeszliśmy do okna, ale Lily jest głupia że ten pokój jest na pierwszym piętrze. Skoczyliśmy. Sturlałam się trochę po trawie, ale uciekliśmy. Wzięłam go za rękę a iskierki wyskoczyły z mojego brzucha. Poprowadziłam go w stronę mojego auta. Wsialiśmy jak najszybciej mogłam i odjechaliśmy z piskiem opon.

-Czyli teraz jesteś moim wrogiem czy bohaterką? - powiedział patrząc w moje oczy kiedy ja mogłam tylko czuć, bo byłam skupiona na drodze.

-Jak chcesz, ale tylko Bóg może mnie osądzać. Myślę że nigdy nie będę mogła Ci tego wszystkiego dokładnie wytłumaczyć.  - powiedziałam obojętnie.

-Ale właśnie mnie uratowałaś od śmierci wcześniej mnie do tego gówna wkopałaś. Mam prawo żądać wyjaśnień.

-Wiesz, że jesteś wkurwiający?

-A ty seksownie przeklinasz.

-Dobra więc mogę ci powiedzieć tyle, że to wszystko sprawa twojej byłej bliskiej przyjaciółki - Lily
.
-Lily? I co z nią teraz?

- Tego już nie musisz wiedzieć - powiedziałam z myślą, że się odczepi. Ale to Justin Hutcherson i musi wszystko wiedzieć, ugh.

-Zabiłaś ją prawda?- zamurowało mnie, gwałtownie zatrzymałam samochód zjeżdżając na jakich pobliski parking.

-Co powiedziałeś?

-Pytałem, czy ją zabiłaś.- nie spodziewałam się- Kurwa Jen, ufaj mi! Co jest ze mną nie tak, że nie chcesz się przede mną otworzyć?

-Bo to ty miałeś to zrobić przede mną- powiedziałam cicho odwracając głowę w stronę szyby. Nie chciałam z nim o tym rozmawiać, choć tak naprawdę był jedyną osobą z którą mogłam sobie porozmawiać. On mnie znienawidzi. Ma bardzo mocny powód.

-Jeśli mi nie powiesz o co chodzi kiedy policzę do trzech to pocałuję Cię.

- Co?-powiedziałam zdziwiona k. Popatrzyłam na szczerzącego się chłopaka kiedy on powiedział:

-Trzy- przybliżył szybko swoją twarz do mojej i złączył nasze wargi. Nasze usta synchronicznie się poruszały a Justin naparł na mnie jeszcze bardziej. Szybko się odsunęłam, on też oblizując wargi.

-Czyli, że teraz nie muszę ci nic mówić?

- Musisz chyba, że chcesz abym to zrobił ponownie.

-A co jeśli bardzo chce?- popatrzyłam w jego czekoladowe tęczówki.

-I tak musisz mi powiedzieć- powiedział dumny.

-Nic nie muszę.

-Okej, będziemy mieć na to całą noc. Jedź.

-Co? Gdzie?

-Do ciebie, skarbie.

__________________________________________________________

Chyba najbardziej wyczekany rozdział, nie ze względu na treść ale na to ile na niego czekaliście. Jest późno a ja dodaje no cóż. Obiecałam. Bloga odwiesiłam na waszą prośbę, ale macie komentować rozdziały a szczególnie informowani, bo nie informuje was na darmo! Dziękuję, dobranoc.

*OD TERAZ ROZDZIAŁY BĘDĄ POJAWIAŁY SIĘ CO PONIEDZIAŁEK*

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 1 lutego 2014

ROZDZIAŁ CZWARTY


Będziesz darła się w poduszkę.

Justin wyszedł po cichu z mojego pokoju nie chcąc przerywać mi mojego 'stanu zasypiania'. Uśmiechnęłam się pod nosem słysząc, ze potyka się o wszystko i niezdarnie wychodzi z mojego pokoju szepcąc ' Dobranoc ' i już go nie usłyszałam. Uśmiechnęłam się szczerze do poduszki i zasunęłam powieki pozwalając Morfeuszowi zabrać mnie do swojej krainy snu.

I WTEDY SIĘ OBUDZIŁAM.

Zdezorientowana otworzyłam gwałtownie oczy i nie mogłam uwierzyć samej sobie. Jak mogłam coś takiego wyśnić? W ogóle to kiedy ja się położyłam spać? Musiałam naprawdę szybko paść skoro nawet tego nie pamiętam. Ale wiem, że ten sen był najpiękniejszym z moich wszystkich snów. Szkoda, że jedynym z tych wszystkich doświadczeń z Justinem prawdziwym jest to, że pocałował mnie w policzek.
Przetarłam wierzchem dłoni oczy i policzki. Były mokre.
 - Płakałam w nocy? - szepnęłam do siebie
Nie wiem co mi się musiało stać, może poza tym śniło mi się coś? Nie wiem nic kompletnie nie pamiętam. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przeciągnęłam się mocno, rozciągnęłam na każdy możliwy sposób swoje ciało i powoli się podniosłam. Bolał mnie bardzo kręgosłup, to pewnie źle spałam, czy coś.
Podeszłam do szafy i wybrałam z niej byle jakie rzeczy i udałam się prędko do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, i delikatnie myłam swoje ciało a następnie podeszłam do lustra.
- O mój Boże.. - szepnęłam zadziwiona. Wyglądałam jak wrak człowieka. Totalnie rozmazany makijaż i każdy włos w inną stronę. Czarownica przed lustrem a nie Jennifer. W miarę szybko ogarnęłam swoje włosy, nałożyłam trochę pudru i tuszu do rzęs i zaczęłam się ubierać. Ubrałam kremowy top a na to czarny cropptop z serduszkiem. Jasno czarne spodnie idealnie dopasowywały się z całą resztą. Włosy zostawiłam w naturalnym stanie czyli proste. Wyszłam z łazienki kierując się do swojego pokoju.

Chwyciłam za klamkę i stanęłam w swoim pokoju, nie rozglądając się, się odwróciłam się tyłem do drzwi i włożyłam do szafki piżamkę w małpki w której spałam. Odwróciłam się w drugą stronę i przewróciłam się z przerażenia. Podparłam się rękami i głośno wciągałam powietrze i wypuszczałam kilka razy. W końcu powiedziałam nadal drgającym lekko głosem.

- Czy ty wiesz jak mnie przestraszyłeś? Co ty sobie wyobrażasz? Jak tutaj weszłeś? Po co tutaj przyszłeś? ugh, zabije cię. - Powiedziałam zadawając multum pytań i oczekując na każde szybkiej odpowiedzi. Nie panowałam nadal nad swoim oddechem i ciężko łapałam powietrze, podparłam się rękoma i wstałam do pozycji siedzącej. Chłopak chichotał pod nosem, a ja miałam ochotę naprawdę go zabić. Podeszłam do niego i zaczęłam okładać go swoimi małymi ale sprawnymi pięściami jego tors. - Nienawidzę Cię! - krzyknęłam nie przestawając.

- Ej, Jenn wyluzuj. Twoja mama mnie wpuściła, bo pomyślałem, że moglibyśmy coś razem porobić. Przepraszam, że Cię przestraszyłem. Naprawde nie chciałem, mała. Przepraszam. - Powiedział a ja schowałam głowę w jego ciepłej klatce piersiowej, i nie chciałam wcale się od niej odkleić. Staliśmy tak w bezruchu przez kilka minut, po czym ja odskoczyłam od niego szybko i wpadłam na łóżko leżąc na plecach.

- Nic się nie stało, co nie znaczy, że tak poprostu Ci wybaczam - powiedziałam podpierając się na łokciach. Na moją twarz niekontrolowanie wkradł się łobuzerski uśmiech. Powiedziałam to specjalnie, tak specjalnie. Żeby to zrobił. Tak bardzo chciałam poczuć jego usta na sobie, chciałam się poczuć jak dzisiaj. Jak w tym wspaniałym śnie który niestety dobiegł końca, tak bardzo tego chciałam.

Justin tylko szczerze się uśmiechnął i zaczął się zbliżać w stronę mojego łóżka. Zawisnął nade mną podpierając się jedynie łokciami i znów uśmiech od ucha do ucha wkradł się na jego śliczną twarzyczkę. Złapałam go za koszulkę i pociągnęłam w dól tak, że teraz cały jego ciężar spoczywał na mnie. Szybko i zwinnie nas obróciłam tak, że to teraz ja byłam na górze i zbliżyłam swoją twarz do jego. Oddech Justina przyśpieszał z większą szybkością niż mój. Przybliżyłam twarz na niebezpieczną odległość tak, że nasze nosy teraz stykały się, po chwili czoła. W końcu Justin nie mogąc już wytrzymać złapał mnie za plecy tak, że opadłam na niego całym ciałem i złączył swoje usta z moimi. Smakował tak dobrze. Jego malinowe usta idealnie współgrały z moimi. Włożył wszelkie starania w ten pocałunek - co mu na prawdę świetnie wyszło. Obrócił nas tak, że teraz on górował i sunął swoją ręką wzdłuż mojej talii aż dotarł do bluzki i włożył swoje ręce pod moją koszulkę. Przejeżdżał opuszkami palców po mojej skórze na plecach i masował ją w niektórych miejscach.  

Złączył nasze usta na nowo, nasze oddechy przyśpieszały. Po chwili nie przerywając pocałunku Justin zaczął się podnosić a ja nie chcąc tego kończyć podnosiłam się razem z nim. W efekcie nadal się całowaliśmy ale już na stojąco. Justin ostatni raz musnął moje usta, a ja przygryzłam lekko jego wargę i wreszcie otworzyłam oczy. Złączyliśmy nasze czoła i drgającym głosem, jeszcze nie normalnym oddechem powiedziałam cicho, szepcąc. Chcąc żeby tylko on słyszał moje słowa do końca życia. 

- Nie mogę Cię kochać. - wydusiłam z siebie cicho. Ale to było najprawdziwsze zdanie. Nie mogę kochać, nie mogę kochać jego. Przez te ostatnie kilka dni, pokazał mi, że na prawdę nie jest dla mnie byle kim i zależy mi na nim cholernie. Ale ja dostałam swoje zadanie, albo ja albo on. Albo zabije jego i nikt nie będzie płakał, wszyscy zadowoleni.

Ty będziesz płakała, Jen. Ty będziesz się darła w poduszkę.
Cicho, mózgu.

Albo druga wersja, że jeśli ja wybiorę tą swoją głupią miłość to zginę ja i tym bardziej ja nie będę zadowolona choć w końcu uwolniłabym się od tego chujowego świata i ludzi którzy tylko czekają na to aż upadnę. Jednak wybór odrazu miałam w głowie. Po mimo tego durnego uczucia które Hutcherson we mnie wzbudził jestem silna. Ufam tylko sobie więc się siebie nigdy nie pozbęde. 

Wybór padł na Justina
Dokładnie tak.

- Co? Co ty mówisz? Jen, nie podejmuj decyzji tak pochopnie. Na pewno tak nie myślisz, proszę przemyśl to. Odkąd zaczęliśmy spędzać razem czas nie mogę przestać o tobie myśleć, jesteś w mojej głowie cały czas. Gdy cie widzę nie mogę przestać się uśmiechać.

- To tylko złudzenie.

- A czy to też jest tylko złudzeniem? - Powiedział i pocałował mnie namiętnie, a w moim brzuchu zrodziło się miliard motyli. - Te motylki i te wszystkie odczucia to tylko złudzenie?? Na prawdę dla ciebie to nie ma żadnego znaczenia? To wszystko to tylko taka zabawa która nic nie znaczy? Przykro mi , ale dla mnie nie.- Powiedział i zbliżał się w kierunku drzwi. 

Nie zatrzymuj go.
Muszę.

- Justin przepraszam! Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.

- Tylko o co? 

- Ja.. ja..-  Tak Jennifer! powiedz mu, że dostaniesz kupę hajsu za to, że go zabijesz. Powiedz mu wprost że skończy w piekle jak się będzie z tobą zadawał bo zamierzasz udupić go 6 stóp pod ziemią. Punkt dla ciebie! - Ja nie mogę ci powiedzieć. 

- Tak właśnie myślałem. - Znów go zatrzymam. 

- Nie, Justin. - Powiedziałam i pocałowałam go najnamiętniej jak tylko potrafiłam. Skupiłam się na całym uczuciu, stresie, na wszystkim co się gotowało we mnie przez ostatnie kilka dni. Oderwałam się od niego i wysapałam mu wręcz w usta - Jesteś dla mnie kimś więcej niż Justinem , jesteś moim Justinem. - Powiedziałam i pogłaskałam go lekko w głowę mierzwiąc jego włosy. Chłopak relaksował się przy tym i wydawałoby się, że już nie chce wyjść. 

- Ty za to jesteś moją Jennifer, tak?

- No , tak tak - powiedziałam i słodko, najsłodziej jak potrafiłam się uśmiechnęłam.

Nigdy nie spotkałam tak dobrze ułożonego człowieka. Na prawdę mi na nim zależało. Ale wybrałam, kurwa nienawidzę siebie za to, że akurat jego musiała wybrać! Nienawidzę się za to, że wstąpiłam do tego gówna, nienawidzę po prostu nienawidzę! Jak na zawołanie mój telefon zawibrował w kieszeni a na ekranie wyświetliło się znienawidzone przeze mnie imię ' Lily ' . Idiotka pewnie dzwoniła dowiedzieć się jak idą postępy mojej pracy. Co mam jej powiedzieć? ' No cześć, świetnie, rozkochał mnie w sobie a ja prawdopodobnie jego, całowaliśmy się namiętnie cały czas i leżeliśmy na sobie a poza tym to spoko' Nie napewno tak nie powiem, ale muszę odebrać.

- Nie odbierzesz ?- spytał lekko zdziwiony i zdezorientowany Justin kiedy nie odbierałam już trzeciego połączenia.
- A no tak, tak przepraszam zaciełam się - powiedziała wymuszając lekki uśmiech. Mruknęłam lekkie 'przepraszam', odeszłam od chłopaka i odebrałam ten cholerny telefon.
- Jennifer
-Lily
- I co, już po nim?
- Wydaje Ci się, że ja w totolotku wygrałam moc zdobywania zaufania, kneblowania i zabijania ludzi. Daj spokój, dopiero się rozkrecam.
- Mam nadzieję, został ci miesiąc. Jeśli tego nie zrobisz, ty zginiesz a nie chłopak jasne? Mam wielkie powody, żeby zginął i dopilnuję tego czy jeszcze będziesz żyć czy nie, i czy to ty to zrobisz czy ja, Clarie czy ktokolwiek. Mam to gdzieś, on musi zginąć, musi za to zapłacić.
- Skończyłaś?
- Zamknij się głupia naiwna dziewczynko, to ja tu dyktuję zasady, a jak się ich nie będziesz trzymać to skończysz wąchając kwiatki od spodu.- Powiedziała swoje ostatnie zdanie stanowczym tonem i rzuciła teatralnie słuchawką.

Zablokowałam telefon i włożyłam go do tylniej kieszeni jeansów i odwróciłam się z powrotem do chłopaka. Stał uśmiechnięty zadowolony, jak gdyby nigdy nic. Staliśmy na przeciwko siebie i patrzyliśmy sobie z uśmiechem w oczy. Po chwili zepsułam nasz kontakt wzrokowy i poderwałam sie, chwyciłam go za rękę i zaczęłam iść przed siebie. Zbiegliśmy po schodach i wyszliśmy przez drzwi wejściowe mojego domu. Wsiadłam szybko zdenerwowana do swojego samochodu i ledwo co czekając aż zdezorientowany chłopak wsiądzie na miejsce pasażera ruszyłam. Wbiło nas w fotele kiedy zaczęłam całkiem przekraczać dozwoloną prędkość. Lekko przestraszony Justin położył swoją dłoń na moim ramieniu próbując mnie uspokoić ale szybko ją strzepnęłam i powiedziałam stanowczo.

- Nigdy więcej tego nie rób -  I wbiłam wzrok w jezdnie.
Zdziwiony chłopak już nic nie zrobił w kierunku tego by mnie uspokoić. Wiedziałam gdzie jade, o tak. TAM. Chciałam to mieć za sobą póki Hutch nie rozkocha mnie w sobie do końca. Zaparkowałam na obskurnym tak zwanym 'parkingu' i wysiadłam z auta opierając się luzacko o niego czekając aż łaskawie podniesie dupe i wysiadzie. Kiedy wreszcie to zrobił ruszyłam z nim do wejścia. Przy klamce zeskanowałam swój odcisk palca i weszliśmy. Na powitanie przywitali nas Mark i Clark. Nasi dwaj goryle. Wzięli Justina pod ramie a ja mu tylko szepnęłam ciche 'przepraszam, muszę' i wzięli go do tak zwanego pokoju tortur.
Za moimi plecami pojawiła się Lily szepcąc do mojego ucha na co się wzdrygnęłam

- Świetna robota, skarbie. - I zaśmiała się złowieszczo.


__________________________________________
przepraszam ze dopiero teraz ale mam ferie więc już będę częściej dodawać. + nie sprawdziłam wszystkich błędów bo już nie mam siły, więc poprawię je potem. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Do nastpęnego papap!

INFORMOWANY KTÓRY NIE SKOMENTUJE ROZDZIAŁU ZOSTANIE USUNIĘTY Z ZAKŁADKI INFORMOWANI ( W KOM NAPISZ NICK Z KTÓREGO JESTEŚ INFORMOWANY)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

3 KOMENTARZE KOLEJNY ROZDZIAŁ!
ZAPRASZAM NA MOJE NOWE FANFICTION : http://tooyounglove.blogspot.com



wtorek, 21 stycznia 2014

ROZDZIAŁ TRZECI

PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTKI  NA DOLE. DZIĘKUJĘ.


Działasz na mnie jak narkotyk.


Pocałował mnie. 
W policzek.
No ale co z tego? Pocałunek to pocałunek!
Stałam tam jak wryta, nie umiałam się ruszyć, czułam jego usta na sobie, czułam się owładnięta nim. Nie wiedziałam już co się ze mną dzieje. Jezu co ja mam robić?! Nie mogę się zakochiwać, to za dużo dla mnie.

'' Miłość nie kryje się w drugiej osobie, jest w nas - to my ją budzimy, lecz potrzebujemy do tego drugiej osoby... ''. *

Może to jednak prawda, pamiętam, że moja mama często wpajała mi ten cytat. Zawsze. Bo ona też była zimną suką jak ja, ale zmieniła się. Dlaczego? Dzięki mojemu tacie, pokochała go i to zrobiło z niej miękką.  A może to Justin jest moją 'drugą osobą' ? Nie! Nie! Nie! 
Ja nie kocham, nie mam uczuć.. Ja nie mogę, po prostu. 
Po co miałabym zakochiwać się? Żeby później brakowało mi jego dotyku, zapachu, pocałunków, przytuleń, tego cholernego bezpieczeństwa jakie przy nim czułam? Żebym potem po nocach płakała w poduszkę, tęskniła za nim, i przeżywała nie wiadomo co? Bo każdy związek się kiedyś kończy, tym bardziej, że jesteśmy młodzi i na pewno w tym wieku nie brałabym ślubu..

Przecież to całe kochanie, zakochiwanie się wprawia nas w stan błogości.. ale porównajmy to sobie z narkotykiem. Wprawia nas w stan gdzie zapominamy o błogim świecie, liczy się tylko jedno. Ale żałujemy później wszystkiego i co z tego wychodzi? Nałóg, a w tym przypadku zryta psychika i złamane serca. Poduszka w łzach i załamania nerwowe, upokorzenia i nie przespane noce. Nie zamierzam tego przeżywać nigdy! 

Nie po to odkąd zaczęłam sama decydować swoim życiem, wyszkoliłam się na zimną laskę. Nie po to te wszystkie próby, treningi, śmierci. Nie mogą iść na marne! Nie mogą być bez sensu, ja nie mogę być bezsensu. 

Wreszcie kiedy potrafiłam już sama władać swoim ciałem, ruszyłam nogami i weszłam za bramkę. Zamknęłam na kluczyk i szybkim krokiem po schodach, i wślizgnęłam się do domu.  Poczułam świeże zapachy kawy i ciastek. Moja mama wie co dobre. Rozejrzałam się po kuchni i salonie ale nigdzie jej nie było. Weszłam do kuchni, aby wziąść dla siebie małe co nie co, i kątem oka dostrzegłam na blacie kuchennym małą karteczkę z klejem do nalepienia.  Pewnie od mojej mamy, wzięłam się za czytanie. 

' Skarbie, nie robiłam Ci kolacji bo wiem dobrze, że nie zjesz. Zrobiłam kawę  jeśli nie będzie jeszcze zimna jak przyjdziesz to sobie wypij i zrobiłam sama ciasteczka. Możemy to wieczorem świętować ponieważ wreszcie udało mi się nic w kuchni nie spalić haha. Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało, i jeśli chcesz to możesz mi trochę zostawić a jak nie to rano albo wieczorem zrobimy sobie jeszcze drugą porcję, dobrze? Ja będę w domu późnym wieczorem, chyba, że nie uda mi się wyrobić z pracą to przyjdę wczesnym rankiem. Wiesz, że cię kocham. '

Myślę, że jak zawsze nie wyrobi się na 'późny wieczór'. Nigdy nie wracała o tej porze o której mówiła, ale dzisiaj miała chociaż chęci, więc skorzystam. Choć to dziwne, nigdy jeszcze przed pracą nie piekła ciastek, nie pisała mi żadnych karteczek tylko po prostu wychodziła. Ona coś knuje, a mi się to już nie podoba. 

Zjadłam wszystkie ciastka na talerzu, przepraszam mamo, ale byłam naprawdę głodna a one były - WSPANIAŁE!  Widocznie przydały się te lata kiedy mamie nic nie wychodziło, bo jak coś zrobi to raz a porządnie haha. Wzięłam do rąk laptopa aby zobaczyć sobie wszystkie portale typu Facebook i Twitter jak ja to mam w zwyczaju. Weszłam na Facebooka  wpisałam mail i hasło i przed oczami ukazał mi się czat pełny zielonych kropeczek przy nazwiskach, ale moje oczy szukały tylko jednego nazwiska i miały nadzieję na zieloną kropeczkę przy nim. I jest! Justin jest dostępny, napisać? 

Nawet nie zdążyłam się zastanowić bo Justin już do mnie napisał, szybki jest. Ale pewnie czegoś chce. 

Justin: Hej Jessss, co robisz? 
Jessica: Hej Juuuuuuuuussss, piszę z tobą i kończę konsumować cały talerz ciasteczek a ty? :D 
Justin: Zastanawiam się dlaczego zamykasz okna na noc. 
Jessica: Co? o czym ty mówisz? Dlaczego się nad tym zastanawiasz..
Justin: Będzie Ci duszno, otwórz je. 
Jessica: Okej, boję się Ciebie, ale już otworze. :) 

Podeszłam powolnym krokiem do okna, Jezu ten wariat jest naprawdę dziwny. Co on kombinuje i skąd wie, że mam zamknięte okno? Szpieguje mój dom z lornetką zza krzaków? Haha. 
Przekręciłam klamkę i otworzyłam okno, ale nie na oścież, tylko lekko, bo myślę, że bym zamarzła, ale Justin miał rację, dość duszno tutaj było a teraz skoro lekki powiew wpadł do pokoju - jest lepiej. Odwróciłam się plecami do okna idąc w stronę łóżka, kiedy para silnych rąk złapała mnie w pasie od tyłu.
Odwróciłam się szybko na spotkanie twarzą w twarz z tą osobą, ale nie wywiązując się z jego uścisku. Na moją twarz wkradł się wielki uśmiech, kiedy zobaczyłam szczerzącego się do mnie Justina.

- Cześć Jessss - Powiedział z wielkim bananem na twarzy nadal, przeciągając moje imię znów, co było naprawdę bardzo seksowne i to jeszcze w jego ustach. 
- Justin, możesz mi wyjaśnić taką jedną tycią sprawę? - spytałam lekko zmieszana, ale w duchu szczęśliwa, że jest tutaj. - Co ty tutaj do cholery robisz? - uśmiechnęłam się nie kontrolowanie do niego. 
- Mam sobie iść? - Powiedział, pewny mojej odpowiedzi na 'nie'.
- Oczywiście, że nie. W sumie to cieszę się, że 'wpadłeś' i to tak dosłownie, bo sama tutaj siedzę. 
- Już nie sama! - powiedział przytulając mnie mocno. Przez te kilka sekund, a może minut? nie wiem czasu z nim nie liczę, wdychałam jego zapach. Jego wspaniały Justinowy zapach. 

Spuścił wzrok na moje oczy. Jego piękne ciemne, czekoladowe, karmelowe tęczówki. Ten wzrok, przeszywał całe moje ciało. Powodował drgawki i gęsią skórkę na moim ciele. Motylki - a raczej całe stado owadów i czego tam się tylko da, wariowały w moim brzuchu same nie wiedząc co mają robić. Mogłabym się w nich zatapiać z każdym dniem od nowa.  

Patrzył tak na mnie jeszcze przez około pół minuty, kiedy jego twarz zaczęła się przybliżać do mojej. Złączył nasze czoła i nosy, i jeszcze raz lekko kierując swój wzrok na moje oczy powiedział szeptem, cicho.. chcąc abym tylko ja usłyszała te słowa. 
- Działasz na mnie jak narkotyk. - powiedział i złączył nasze usta. Najpierw lekko musnął a potem jeszcze raz, i jeszcze raz po czym pogłębił pocałunek. Przesunął językiem po mojej dolnej wardze, jakby prosząc o dostęp do moich ust, chcąc mnie całą dla siebie. Bez zastanowień rozchyliłam bardziej usta, i zaczął się najbardziej namiętny pocałunek w moim życiu. Iskierki przebiegały po całym moim ciele, fajerwerki eksplodowały moje wnętrzności a motyle wariowały w moim brzuchu, podbrzuszu - No wszędzie! 

Po chwili Justin rozerwał nasze idealne połączenie ust i smaków, zawiedziona popatrzyłam na niego, a on wzrokiem pełnym miłości popatrzył na mnie i jeszcze raz musnął moje usta po czym przeniósł się na szyję. Całą ją od obojczyka aż po ucho, ssąc, liżąc w niektórych miejscach co przyprawiało mnie o jeszcze większy zawrót głowy. Wsunął jedną rękę pod mój cienki top i przesuwał swoją ręką po plecach, i muskając tam skórę przyprawiając mnie o dreszcze. Głaskał mój brzuch tym razem całując już moje usta. Wpajał się w nie mocno, a zarazem namiętnie.

 Wyobrażacie sobie w jakim ja byłam niebie? Nie sądze, jest to takie uczucie którego nie można tak po prostu opisać. 

Zjechał rękoma na końcówki mojego t-shirtu i lekko podniósł go do góry, oderwał się od moich ust i patrzył mi głęboko w oczy. Dyszeliśmy nawzajem, złączyliśmy czoła i patrzyliśmy na siebie. Justin nadal podciągał moją koszulkę a kiedy sięgała już zaledwie nad brzuchem, tak, że zakrywała tylko stanik, wiedziałam co chce zrobić. Podniosłam niekontrolowanie ręce do góry, a chłopak ściągnął ze mnie koszulkę. Stałam przed nim w spodniach od piżamy i w staniku. A on przyglądał mi się z miłością, pragnieniem, szczęściem, pożądaniem? Nie wiem, chyba wszystkim na raz. 

Jak to możliwe, że poznałam chłopaka który jest chyba jedynym z którym tyle zdań wymieniłam, z którym tyle razy się spotkałam a było ich zaledwie kilka a już pcham mu się do łóżka? Może nie koniecznie to robię, ale w końcu pozwalam mu się rozbierać tak? Boję się co z tego wyjdzie.

- Jesteś taka piękna, mógłbym patrzeć na ciebie cały czas. Jessica wiem, że za krótko się znamy dlatego nie chcę na razie z tobą tego robić, bo wiem, że nie jesteśmy gotowi. Ale po prostu z tą bluzką -  lekko pochylił głową w stronę bluzki rzuconej na podłogę - po prostu mnie poniosło. Przepraszam. Chodzi o to, że sprawiasz, że czuję się wspaniale, tak błogo a zarazem jestem przy tobie szczęśliwy. Znam Cię już tak długi czas, a nie wiedziałem, że jesteś tak wspaniałą dziewczyną. Jeszcze z żadną dziewczyną nie miałem takiego kontaktu w zaledwie kilka dni. Już nie wiem co powiedzieć. Sprawiasz, że czuję, że chce być lepszym człowiekiem, lepszym dla ciebie. 

- Nie musisz być nikim innym dla mnie. Lubię Cię takiego jakim jesteś, nie zmieniaj się dla mnie, ani dla nikogo innego.  Jesteś wspaniałym chłopakiem. Też twierdzę, że nie jesteśmy, przynajmniej ja, na to gotowi. Przyjdzie czas, to wtedy to zrobimy. 

- Przyjdzie? Czyli nie zostawisz mnie? - powiedział uśmiechnięty. Dlaczego mógł pomyśleć, że go zostawię.? Jego? Oszalał? Haha.
- Nigdy. Sprawiasz, że wreszcie jestem szczęśliwa. Nie chcę tego tracić, nie chcę ciebie tracić. - powiedziałam i zatopiłam się w jego ramionach. Silnych, umięśnionych ramionach które miały dawać mi oparcie na długi czas. Żebym mogła się na nich wypłakać, ale i w nie wtulić. 

- Ubierz się jeśli chcesz, ale to nie konieczne - powiedział ze swoim czarującym, łobuzerskim uśmiechem który wkradł się znów na jego twarz. 

Z tym pięknym, najwspanialszym i najseksowniejszym uśmiechem na ziemi? 
Tak. Stanowczo tak! 

- Na pewno tego chcesz Justinie Hutchersonie? - powiedziałam z takim samym uśmiechem jak na jego twarzy. Chciałam się z nim troszkę podroczyć. Popatrzyłam na niego, a w jego jak i w moich oczach można był dojrzeć szczęście  szczęście bo mamy siebie. Siebie nawzajem. 

- Nie chcę tego, ale wiem, że dziewczyny są wstydliwe i nie będziesz chciała mi tu paradować pół nago po pokoju co? - powiedział i zbliżył się do mnie. Chwycił mnie pod kolanami swoimi silnymi dłoniami a ja oplotłam go nogami wokół tułowia. Zamknął zręcznie okno, i posadził mnie na parapecie, dość dużym naprawdę parapecie. Oplotłam go nogami z powrotem bojąc się, że mi ucieknie. 
- Nie ucieknę - powiedział i wpił się w moje usta. Jego dłonie błądziły po całym moim ciele, aż w końcu zjechał swoimi dłońmi w dół i chwycił mnie za pośladki.  Jęknęłam cicho rozszerzając usta a on korzystając z okazji włożył tam swój język. Pieścił nim moje podniebienie, a mój język toczył walkę o dominację z jego. Działały tak idealnie razem, że można by było ich nigdy nie rozłączać. Ale ta chwila nastąpiła, już po kilku sekundach. Zdyszanym oddechem oparł swoje czoło o moje i lekko muskając moje usta, wziął mnie w stylu 'ślubnym' i położył na łóżku. Zamknął laptopa i odłożył go na półkę obok łóżka i przykrył mnie kołdrą. 
- Śpij księżniczko. - powiedział i pocałował mnie w czoło. 
- Dlaczego mnie zostawiasz? - spytałam zasmucona, chciałam żeby został tu już na zawsze. - Nie zostaniesz ze mną?
- Zostanę jeśli tego chcesz. - powiedział i wślizgnął się pod kołdrę obok mnie. Oplótł mnie od tyłu ręką w tułowiu i odgarnął włosy z mojej twarzy. Przymknęłam oczy i wyszeptałam
- Nawet nie wiesz jak bardzo.

Cytat* - Paulo Coelho . ;)  

_______________________________

PRZEPRASZAM!
PRZEPRASZAM!
PRZEPRASZAM!
Wiem, że zawiodłam was okropnie,i że prawdopodobnie nie został tutaj ani jeden czytelnik, choć mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest. Prawie 20 dni nic nie dodawałam i jest mi wstyd, miałam w .. bardzo dużo! nauki i wszystkiego innego, nie pamiętałam o tych rozdziałach ale to się zmieni. O B I E C U J Ę ! 
Ale do tego jeszcze wy musicie się zmobilizować, jeśli to czytasz proszę SKOMENTUJ TEN ROZDZIAŁ, będę wiedzieć ile tu jest naprawdę wiernych czytelników. Nowy rozdział jeszcze w tym tygodniu w nagrodę! :) 

+ Co do rozdziału. 
Mam nadzieję, że choć trochę wam się podoba, bo dodałam tutaj wiele akcji której wcześniej nie planowałam, ale skoro mnie tutaj tak długo nie było to taka mała nagroda. Mam nadzieję, że się podba i liczę na komentarz. ! :) 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ!! 

10 kom = dłuższy rozdział! 
+ co nie znaczy, że ma być tylko 10 komentarzy chętnie przyjmę więcej xd 

czwartek, 2 stycznia 2014

ROZDZIAŁ DRUGI


Dziękuję.


Był dla mnie taki miły. Zawsze omijam ludzi, mało z nimi rozmawiam. Raczej rozmawiam kiedy to jest naprawde konieczne. Z Justinem rozmawiałam w życiu może ze dwa lub trzy razy a jednak nie zostawił mnie tak poprostu, nie unikał, ignorował. Podszedł i był poprostu dla mnie miły.. to mnie zaintresowało.

Szliśmy większość drogi w ciszy. Wreszcie byliśmy pod moim domem i Justin zaciągnął się powietrzem i spojrzał w moją stronę. Miał tak piękne, głębokie, brązowe jakby lekko orzechowe oczy. Można by było patrzeć się na nie w nieskończoność i.. Nie! Stop, wróćmy do tego, że spojrzał w moją stronę.
Zbliżył swoje usta do mojej twarzy i w ostatnim momencie skręcił i dał mi lekkiego buziaka w policzek. Na moją twarz wkradł się rumieniec, którego tam nie powinno być. Miękłam pod jego wzrokiem a nogi robiły mi się jak z waty. Ale co ja w ogóle wygaduje! Tak nie może być.

Uśmiechnęłam się lekko i powoli cofałam się w stronę domu, żeby jak najszybciej to zakończyć. Justin stał i obserwował każdy mój ruch. Gdy już miałam wchodzić, Justin ruszył w moją stronę i krzyknął:

- Czekaj Jen! - Obróciłam się w jego stronę a chłopak podał mi swój telefon. - Zapisz mi swój numer. - Powiedział i znów na jego twarzy widać było ten onieśmielający uśmiech. Drżącą ręką wystukałam kilku cyfrową kombinację i posłałam mu szczery uśmiech. Chłopak zszedł ze schodów i wychodząc z bramki pomachał mi na pożegnanie co odwzajmniłam tym samym i w skowronkach weszłam do domu. Boże, co się ze mną dzieje.

Przecież ja się nie zakochuje, jestem twardą bezuczuciową laską, jak już mu to wytłumaczyłam ' typem samotnika ' . Nie moge tak poprostu mięknąć przed jakimś kolesiem.

Ale mega przystojnym i seksownym kolesiem

Och zamknij się mózgu. Muszę się porządnie wyspać. Jutro ostatni dzień weekendu i do szkoły. Na szczęście tylko na zakończenie roku.  Jeszcze jeden rok nauki przede mną, tylko matura. Przynajmniej ja przewiduję ostatni rok, ale pewnie moja mama uprze się na studia, czego nie chce. Mam swój dochód pieniędzy, nie potrzebuję jakiejś konkretnej pracy.


Wyszłam powolnym krokiem na górę, troche zmęczona po całym dniu. Zgarnęłam ręcznik i jakieś dresy i udałam się do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepły strumień wody spływal po moim ciele i zmywał cały dzisiejszy dzień. Nie wiem sama co mam myśleć o moim zachowaniu przy Justinie, nie znam go zbyt dobrze a to była nasza pierwsza taka prawdziwa rozmowa, wcześniej to było wymienienie dwóch słów a teraz było to coś innego. A zarazem wydaje mi się, że choć za nami pierwsza rozmowa to mogę mu ufać. Odczuwam to gdzieś w środku, sama nie wiem dlaczego.

Wyszłam spod prysznica i wytarłam swoje ciało miękkim ręcznikiem i ubrałam moją ' piżame '. Luźne dresy i jakaś czarna koszulka z grafitti. Wzięłam swojego laptopa na kolana i odrazu weszłam na twittera, nie powiem jestem od niego uzależniona. Ale dzisiaj jakoś mi tak dzień zleciał i nie miałam czasu nawet go sprawdzić. Odpisałam na kilka nowych interakcji ale jedna szczególnie przyciągnęła moją uwagę. Była od Justina:

@badhutcherson : @jennotfair Dziękuję.

Napisał takie zwykłe jedno słowo, a motylki w moim brzuchu zaczęły wariować ze szczęścia. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech, który aż tak nigdy się nie pojawił na mojej twarzy.
A tak w ogóle to za co on mi podziękował? Napisał to dwadzieścia minut temu, czyli zaraz jak wyszliśmy ze Starbucks'a. Jak moglam nie zauważyć, że pisze coś na telefonie. Postanowiłam do niego odpisać.

@jennotfair : @badhutcherson Za co mi dziękujesz? x

Nie musiałam długo czekać a w interakcjach pojawiła się kolejna, i kolejna.

@badhutcherson : @jennotfair  Za to, że wytrzymałaś ze mną cały ten czas. Haha

Moja mina troche zrzedła.. myślałam, ze to trochę coś bardziej konkretnego a on poprostu tak dla żartów to napisał, ale Jen! Ważne że w ogóle napisał. Jeszcze do kogoś takiego jak ja. Chłopcy raczej żadko.. to znaczy nigdy nie zwracali zbyt na mnie uwagi. I nagle przytrafił się Justin.

@jennotfair : @badhutcherson  Nie ma za co , chętnie wytrzymam z tobą więcej czasu.

Napisałam i niepewnie kliknęłam ' Tweet ' . Nie chcę mu dawać żadnych nadziei bo ja nie jestem gotowa na związek i sama nie zamierzam się z nikim wiązać. Zresztą on napewno nie jest mną zainteresowany, wie że siedze sama i w ogóle jak to powiedział i pewnie się tylko nade mną lituje. Tak, tak jest napewno.

Odłożyłam laptopa z kolan na biórko i wskoczyłam pod kołdrę, zgasiłam lampkę na nakastliku przy łóżku.  Nie mogłam w ogóle zasnąć, ciągle myślałam o Justinie.


'Jesteś inna niż wszyscy i to czyni Cię wyjątkową'

'Chciałbym z tobą jeszcze pobyć'

'Dziękuję' 


' Te piękne, głębokie, brązowo-orzechowe oczy'

' Te pełne malinowe usta ' 

' Ten cały Justin ' 

Dobra Koniec! Ide spać
I odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Rano, a wsumie to już nie tak rano bo około godziny jedenastej obudził mnie dźwięk mojego telefonu, a dokładniej przyszedł mi sms. Leniwym wzrokiem spojrzałam pierwszy raz do końca się obudzając. Lekkie promienie słoneczne wpadające przez moje okno na przeciwko łóżka oślepiły moje oczy, więc ponownie je zamknęłam. Sięgnęłam do półki obok łożka po telefon, i lekko otworzyłam oczy żeby spojrzeć na wiadomość. 

Dostałam ją od nieznanego numeru więc trochę się zdziwiłam. 

' To co dzisiaj też kawa w Starbucks'ie ? Czekam o 12. :) . Justin ' 

Uśmiech sam wkradł się na moją twarz i szybko zerwałam się z łóżka. Zerknęłam na zegarek i szybko pobiegłam do łazienki. Jezu mam zaledwie pół godziny na zebranie się i dojście do Starbucks. Śpieszyłam się jak tylko mogłam. Szybki prysznic, szybki podkład, lekka szminka i troche tuszu. Nie lubę się za bardzo malować, ale chciałam przykryć to co wyraźnie pokazywało, że właśnie wstałam. Ubrałam zwykły czarny top z jakimś nadrukiem, jeansowe krótkie spodenki i czarne zakolanówki. Uwielbiam zakolanówki! Odkąd zaczęłam kiedyś oglądać anime, a tam wiele postaci takie ma, nie mogę się od nich uwolnić! Zeszłam na dół, wzięłam portfel i pieniądze, wsunęłam na stopy czarne conversy, zawiązałam i wybiegłam z domu.


Cały czas myślałam o Justinie, o tym, że znów chciał się ze mną spotkac i wydaje mi się, że jednak nie jestem mu taka obojętna. Ale ja nie mogę go lubić. Poprostu nie mogę, nie mogę zacząć się w nim zakochiwać. Ja mam z nim spędzać czas aby wykonać zlecenie. Zdobyć jego zaufanie i zakończyć to wszystko. To moje zlecenie. 

Weszłam do Starbucks'a. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było Justina. Już miałam usiąść kiedy z tyłu ktoś uszczypnął mnie w bok, odwróciłam się a moim oczom ukazał się zabujczo przystojny, uśmiechnięty Justin. 

Nie! Nie jest zabujczo przystojny. Jest poprostu sobą, i sobą który wcale mi się nie podoba. 

- Hej. Odczytałaś sms, myślałem, że nie przyjdziesz. Nie odpisałaś ani nic..

- To dlatego, że przeczytałam i nawet zapomniałam odpisać tylko odrazu się zbierałam żeby tu przyjść.


- Rozumiem, to co pijesz? - spytał po czym złożył swoje zamówienie 


- Justin nie będziesz mi stawiał. Potrafię sama sobie złożyć zamówienie i zapłacić. - Lekko się zaśmiałam, a Justin popatrzył na mnie z miną zbitego szczeniaczka - Jak zawsze, pierniczkowe late - Poddałam się. Był taki słodki jak na mnie patrzył. 


Cały dzień przesiedzieliśmy w Starbucks'ie, potem przeszliśmy się kawałek po parku. Ciągle się śmialiśmy i wygłupialismy, a ja czułam jakbyśmy się znali od lat. Justin znów mnie odprowadził do domu, jak wczoraj. Czułam, że coraz bardziej go lubię i się do niego przekonuje co nie było moim nawet najmniejszym zamiarem. Nie moge się w nim zakochać nie teraz, wsumie to nigdy. Zlecenie. Które muszę wykonać. Po to te wszystkie cyrki, i wspólne wypady na kawę i spędzanie czasu, tylko po to. Nie po to żeby sprawić sobie kłopotu i się zakochać. 


Z Justinem spotykałam się tak jeszcze kilka dni, nie wiem wsumie ile minęło. Przy nim czas płynął mi jakoś tak szybciej, przyjemniej. Mogłabym spędzać z nim każdą sekundę mojego dnia. 

Szliśmy właśnie ze StarBucks i śmialiśmy się w niebogłosy. Po chwili Justin zatrzymał się i wyszedł przede mnie, spojrzał mi w oczy i szepnął

- Świetnie spędza mi się z tobą czas, Jennifer. Nie wiem dlaczego wcześniej nie zabardzo odzywaliśmy się do siebie, bardzo się cieszę, że spotkaliśmy się wtedy w Starze.


- Tak ja też się cieszę. Ej, Justin czy ty mnie w ogóle lubisz? 


- Głupie pytanie. Ja cię naprawde bardzo lubię - powiedział i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, bardziej niż to możliwe. W duchu okropnie się ucieszyłam. Wiem, że nie mogę się w nim zakochać, ale to nie moja wina.  Coś mnie okropnie ciągnie do niego. Do jego oczu, do jego zapachu.. do wszystkiego. 

Po chwili chłopak zbliżył swoją twarz do mojej i musnął lekko moje usta. Otworzyliśmy oczy a Justin wpatrywał się we mnie. Po chwili zbliżył się znów i pocałował mnie jeszcze raz, ale tym razem pogłębił pocałunek. Całowaliśmy się tak jeszcze przez kilka sekund po czym powiedział do mnie niesamowicie seksownym głosem : 
- Cholernie mi się podobasz - mruknął i mnie przytulił. Nie całował, tak poprostu przytulił. Bardzo mocno i ciepło. Od serca. A ja czułam,że coraz bardziej mi się on podoba. Nie mogłam dopuścić do totalnego rozklejenia się. 

Odprowadził mnie pod dom, gdzie pocałował mnie w policzek i odszedł w swoją stronę. 



______________________________________________________________________________
Hey Kochani! Chciałam wam podziękować za więcej wyświetleń, komentarzy i wszystkiego co dla mnie robicie, okropnie mnie to motywuje do dalszego pisania dla was. + Takie info, rozdziały będą co tydzień, co z tego wychodzi, że w każdą środę. Prosze was zostawcie po sobie chociaż ' :) ' to będę przynajmniej widzieć, że poprostu czytacie. Ten wasz mały komentarz motywuje mnie do tego cholernie. Kocham xx



CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! 

Layout by PUCHACZ